Prolog

Przeczytaj relację z wyprawy, która była przygotowaniem do projektu właściwego

Wszystko zaczęło się na dalekiej północy bardzo, bardzo dawno temu…

Tak mogłaby się zaczynać jedna z bajek, które opowiadamy dzieciom z pomocą naszej magicznej skrzynki i teatru ilustracji. Dobrze wiemy, że wszystkie dzieci kochają bajki, a ponieważ  wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, mamy nadzieję, że tym chętniej posłuchacie teraz naszej historii.

Kilka miesięcy temu, grzejąc dłonie przy herbacie, gdzieś daleko w Iranie wpadłyśmy na pomysł przejechania rowerem dookoła Polski. Okazało się, że obie podróżowałyśmy po świecie, by poznawać ludzi i kultury często bardzo odmienne od naszej. W naszym odczuciu były intrygujące i piękne. Im bardziej były egzotyczne, tym mocniej nas pociągały.  A Polska? Co wiemy o własnym kraju? O przyrodzie, kulturze i ciekawych miejscach do odwiedzenia. Zgodnie uznałyśmy, że obie wiemy zbyt mało. Postanowiłyśmy więc to zmienić. Bo czasem trzeba pojechać bardzo daleko, żeby odkryć piękno tego, co znajduje się blisko nas. No tak- jechać, ale gdzie dokładnie? Potrzebny był nam plan: co dokładnie chcemy zobaczyć i poznać. Odpowiedź była prosta: WSZYSTKO.  I dlatego właśnie zdecydowałyśmy się przejechać Polskę dookoła.

Plan dość ambitny, bo to w końcu ponad 3500 km, ale nam ciągle jednak czegoś jeszcze brakowało… W prawdziwym podróżowaniu nie chodzi przecież o uciekające kilometry, ale właśnie o poznawanie otaczającego nas świata i zmienianie go na lepsze. I tak właśnie narodził się pomysł Rowerowego Domu Kultury. Miał to być projekt podróżniczy i edukacyjny. Nawiązujący do tradycji wędrownych trup artystycznych, które dawniej przemierzały Polskę i  Europę. Postanowiłyśmy, że odwiedzimy wszystkie polskie graniczne i przygraniczne miejscowości. Naszym celem będzie zobaczyć miejsca i spotkać się z ludźmi. Porozmawiać o Polsce i o świecie. I zapytać o granice. Te dosłowne i te mentalne. Gdy planowałyśmy ten wyjazd nikt jeszcze nie mówił o kryzysie i imigrantach przybywających do Europy, ale w Turcji widziałyśmy obozy dla uchodźców z Syrii i to z pewnością pozostawiło w nas ślad i kazało zastanowić się nad tym jak wiele zależy właśnie od rozmaitych granic, z którymi mamy do czynienia w naszym codziennym życiu. To, co dzieje się wokół w tej chwili tylko umocniło nas w przekonaniu, że takie rozmowy są bardzo potrzebne. O zmieniających się granicach państw i konsekwencjach tych zmian. O granicach człowieczeństwa i granicach tolerancji. Chcemy dzielić się z ludźmi swoimi doświadczeniami z podróży po świecie, ale także wysłuchać ich obaw, lęków, a nawet pretensji. Chcemy rozmawiać.

Dlaczego zdecydowałyśmy się na podróż rowerem? Bo rowerem można dotrzeć niemal wszędzie. Bo rower daje poczucie wolności i skraca dystans między podróżnikiem, a spotykanymi po drodze ludźmi. Bo prędkość z jaką porusza się rowerzysta pozwala dostrzec to wszystko, co umyka w czasie jazdy samochodem, autobusem, czy pociągiem. A poza tym obie uwielbiamy jeździć na rowerach i nie wyobrażamy sobie bez nich życia.

Z doświadczeń wcześniejszych wyjazdów zagranicznych wiedziałyśmy już, że do takiej wyprawy trzeba się dobrze przygotować. Logistycznie, sprzętowo i kondycyjnie. Całość trasy obliczyłyśmy na około trzy miesiące. Niemal od początku było jasne, że nie zdążymy tego zrobić przed nadchodzącą jesienią. Dlatego też główną część projektu postanowiłyśmy odłożyć na wiosnę przyszłego roku. Żeby jednak nie siedzieć bezczynnie tyle miesięcy zdecydowałyśmy jeszcze w tym sezonie przejechać całe polskie wybrzeże. Tak dla rozgrzewki i jako rekonesans przed wiosenną wyprawą.

Z początku zadanie wydawało się proste. Przejechać z punktu A do B, zatrzymując się po drodze w niektórych miejscowościach i robiąc warsztaty dla dzieci. Rzeczywistość jak zwykle okazała się bardziej skomplikowana. Miało być płasko, łatwo i przyjemnie. A było pod górkę i po piachu. Na Pomorzu istnieje wiele świetnie przygotowanych tras rowerowych. Nam jednak zależało na tym, żeby jechać jak najbliżej linii brzegowej, a to oznaczało, że musiałyśmy zrezygnować z wygodnego asfaltu. Wybierałyśmy więc leśne ścieżki, szlaki piesze, a czasem nawet piaszczyste plaże. Nasze rowery były tak ciężkie, że często musiałyśmy je po prostu przepychać i przeciągać, bo grzęzły w głębokim piachu i błocie.

Naszym największym wrogiem okazał się jednak czas. Ciągle nam go brakowało. Bez względu na to jak mocno pedałowałyśmy, godziny uciekały zawsze szybciej niż kilometry. Przejechałyśmy ich ponad 850 km w 10 dni. To szmat drogi, biorąc pod uwagę, którędy jechałyśmy. A do tego jeszcze warsztaty. Tylko jak zrobić warsztaty np. w Sopocie o godz. 13, gdy rano jesteśmy 90 km od tego miasta? Jak zrobić warsztaty w szkole na Helu, gdy dojeżdżamy tam dopiero w sobotę wieczorem, a w niedzielę musimy już być w Gdyni? Ale każda porażka jest nauką na przyszłość. Teraz, po powrocie, mamy wreszcie czas, żeby wyciągnąć wnioski z tych ostatnich dwóch tygodni. Wiemy już, że jeśli nie chcemy, aby Rowerowy Dom Kultury przekształcił się w zwyczajną wycieczkę na dwóch kółkach przez Polskę, to mamy przed sobą jeszcze bardzo wiele pracy. Wyjazd nad morze uświadomił nam wiele kłopotów, z którymi na wiosnę również będziemy musiały się zmierzyć. Nasza podróż wzdłuż wybrzeża Bałtyku miała być rozgrzewką, a przekształciła się w prawdziwy poligon doświadczalny.

Było ciężko, ale było warto. Po stokroć! Nie odpuszczamy i jedziemy dalej:)